poniedziałek, 27 października 2014

Maska algowa do twarzy z kwasem hiauronowym, Bielenda Professional - recenzja

Cześć Wam :)

Dziś "pogadam" do Was o moim ulubionym, maseczkowym ulubieńcu. A dokładnie o masce algowej z kwasem hiauronowym z Bielenda Professional, której nie dawno kupiłam kolejne opakowanie.


O tej masce usłyszałam ok roku temu od Hani z kanału Digitalgirl13. Akurat był to czas kiedy szukałam nowej, nawilżającej maseczki, dlatego skusiłam się na tą. Kupiłam ją na allegro za ok. 45 zł z przesyłką. Na tym portalu mamy do wyboru dwa rodzaje opakowań tych maseczek: jedne w pudełku takim jak widzicie na zdjęciu (pojemność 190 gram) oraz w uzupełniaczach, czyli w woreczkach (ta sama pojemność). Pierwszy raz skusiłam się na opakowanie plastikowe. Po skończeniu maseczki umyłam pudełko i dokupiłam uzupełniacz (który jest trochę tańszy).

Samych rodzajów maseczek jest ok 20, czyli do wyboru, do koloru. Więc każda z nas znalazłaby coś dla siebie.

Skład: Solum Dlatomeae (Dlatomaceous Earth), Sodium Alginate (Algin),Calcium Sulfate, Tetrasodium Phyrophosphate, Lithothamnium Calcarum Extract, Sodium Hyaluronate, Parfum  (Fragrance).

Składniki aktywne: Kwas hiauronowy, Alginat (100%) ekstrakt z alg brunatnych

Stosowanie (informacje na opakowaniu): Wmasować serum do twarzy z kwasem hiauronowym. Wymieszać 2,5 miarki proszku oraz 3 miarki zimnej wody mineralnej, do uzyskania jednolitej masy. Następnie nałożyć maskę równomiernie na całą twarz i szyję - łącznie z powiekami i ustami, pozostawiając wolne otwory nosowe. Po kilku minutach maska tężeje. Po 20 minutach maskę zdjąć w całości.


Producent na opakowaniu pisze, że maseczka wystarczy na 10 zabiegów. Według mnie - zdecydowanie na więcej, ponieważ ja nie używam jej w takich ilościach jak jest wskazane na nalepce. Dla mnie 2,5 miarki proszku na jeden zabieg, to zdecydowanie za dużo. Przed wszystkim dlatego, że używam jej tylko na twarz i nie nakładam jej na oczy, ani na usta.

Pod maseczkę zawsze nakładam albo jakieś serum albo jakiś olejek (np.: marula czy arganowy), ponieważ ma ona wzmocnić wchłanianie i działanie konkretnego specyfiku pod nią.

Maseczka po rozrobieniu z wodą powinna mieć konsystencję gluta... albo gęstego ciasta naleśnikowego. Nakładam ją pędzelkiem do maseczek, który od razu potem myję. Raz zrobiłam błąd i nie wyczyściłam pędzla. Zaschniętej maseczki nie dało się już usunąć i pędzel wylądował w koszu.

Produkt trzymam na twarzy, tak jak pisze producent, czyli ok 20 minut. Maseczka jak zastyga daje efekt chłodzenia. Dobrze się ją ściąga, bo schodzi płatami jak maseczki peef off. Na zewnętrznych krawędziach muszę wspomagać się wodą, bo tam produkt całkowicie wysycha.

Po zastosowaniu tego produktu skóra twarzy jest taka... wypoczęta, odprężona, nawilżona, napięta. Byłam i nadal jestem zachwycona efektem i z czystym sumieniem mogę Wam polecić tą maseczkę. Innych nie próbowałam, ale na pewno się na jakąś jeszcze skuszę, zwłaszcza, że zbliża się sezon zimowy, w którym moja skóra potrzebuje nawilżenia i odżywienia.

Na opakowaniu producent piszę, że jest to produkt profesjonalny i do użytku w gabinetach kosmetycznych, ale  wątpię, aby ktoś mógłby sobie zrobią taką maseczką krzywdę.

A Wy miałyście jakąś maseczkę algową z Bielendy? Jak tak, to jaką polecacie?





środa, 22 października 2014

Nie dla mnie, czyli buble kosmetyczne # 1

Cześć Wam :)

Dzisiaj kolejny post. Tym razem przedstawię Wam produkty, które u mnie się nie sprawdziły, nie polubiłam ich, czyli generalnie jestem na nie...






1. Makeup Setting Spray, Avon.

Kupiłam ten spray, gdy po raz pierwszy pojawił się w katalogu. W cenie promocyjnej kosztował ok. 15 zł. Nigdy nie miałam tego typu wynalazków, więc tak na prawdę nie wiem jak inne spraye fixujące się zachowują. 
Na opakowaniu piszę, że butelkę należy trzymać ok. 20-25 cm od twarzy i spryskać 2-4 razy. Tak też robiłam. Rzeczywiście produkt usuwa pudrowy efekt makijażu. I dla mnie to jedyny plus. Po spryskaniu twarzy miałam wrażenie, że jest ona pokryta "kurczącą się" maską. Efekt ściągnięcia był strasznie nieprzyjemny. Dodatkowo po niedługim czasie zaczęłam strasznie się świecić. Czy spray utrwala makijaż? Nie zauważyłam, żeby moja "tapeta" była bardziej zakonserwowana niż zazwyczaj :P
Zdecydowanie jest to gadżet, który w moim makijażu nic nie wniósł pozytywnego.

2. Matująco - wygładzający puder mineralny, Celebrities Beauty, Eveline Cosmetics.

Szukałam pudru do torebki. Matującego. Do tej pory miałam puder transparentny z Essence, który sprawdzał się bardzo dobrze, ale coś mnie podkusiło na wypróbowanie czegoś nowego. Niestety, w moje ręce wpadł puder z Eveline. Kosztował ok 15-20 zł. Wybrałam odcień 20 transparent. 
Produkt ma ładne opakowania. W środku jest lusterko i puszek. Generalnie wygląda jak puder w wyższej półki. Więc za prezentację daję mu plus. Jedyny.
Nie polubiłam tego pudru, ponieważ w kilka minut (!) po jego nałożeniu moja paskudna strefa T zaczyna się świecić jak bombka choinkowa. Więc jego matujące zdolności są do niczego. Dodatkowo w tych nielubianych przeze mnie świecących miejscach waży się i tworzy mi coś na wzór ciasteczkowego potwora na twarzy.
Puder ma jeszcze wygładzać, ale może jestem ślepa, bo nic takiego nie zauważyłam.
Żałuję, że go kupiłam i że teraz te pieniądze wyrzucę do kosza.

3. BB+ Anew Vitale, krem upiększający, Avon

Kupiłam ten krem BB, mimo, że nie przepadam za odpowiednikami kremów BB azjatyckich. Ale koleżanka tak go zachwalała... Pomyślałam, a może będzie to ósmy cud świata? No i okazała się, że niekoniecznie... Ani ósmy, ani żaden inny, a przede wszystkim nie cud.
Na początku byłam przerażona kolorem. Dość ciemny z tonami różu. Po rozprowadzeniu na twarzy okazało się, że ten kolor nie jest straszny, bo znika. Tak, znika. Nie widać go na twarzy. Nie kryje w ogóle. Nie wyrównuje kolorytu skóry. Jedyny efekt, który zapewnił ten krem, to odczuwalna pod palcami pudrowość, delikatność. Nawet nie wiem jak to określić.
Czy krem mnie upiększył? Jak nie widziałam się w lustrze tylko dotykałam twarzy, to tak. Natomiast jak spojrzałam w zwierciadło, to nie usłyszałam, że jestem najpiękniejsza na świecie :P

4. True Match, Loreal

Od paru lat używam głównie azjatyckich kremów bb, ale raz na jakiś czas mam ochotę wypróbować jakiegoś podkładu. Ten z Loreal kupiłam na promocji -49% w Rossmanie. Poszłam z zamiarem kupna podkładu z Bourjois, ale okazało się, że wszystko w moich kolorach zostało wymiecione, więc skusiłam się na inny. I żałuję.
Właściwie on nie robi nic. Tak jak powyższy krem z Avonu, ani nie wyrównuje kolorytu, ani nie kryje, a dodatkowo bardzo szybko się po nim świecę. Nie lubię go na swojej twarzy. Jedyny plus to gama kolorystyczna, która jest na prawdę duża. I tyle.

5. Cream BB, Multi Function Formula Snail Repair Blemish Balm, Mizon

Uwielbiam azjatyckie kremy BB, ale z nimi jest tak samo jak z innymi produktami. Jedne są rewelacyjne, a inne beznadziejne. Noi ten produkt z firmy Mizon trafił do drugiej grupy.
Dlaczego jestem na nie? Po pierwsze po rozprowadzeniu efekt był ok, ale po kilku chwilach produkt zmienił kolor. Nie na ciemny, ale na jaśniejszy. Jestem blada, ale wyglądałam jeszcze jaśniej niż zazwyczaj. Kiedyś mama spytała mnie czy nie jest mi słabo :P Na prawdę moja twarz mówiła "jestem chora". Po drugie produkt bardzo szybko się ścierał i to nierównomiernie, co spowodowało, że miałam jaśniejsze (od kremu) i ciemniejsze (mój kolor twarzy) plamy, dlatego wyglądałam wtedy jakby malowało mnie dziecko. No i się szybko świeciłam. Wiem, że w tym poście często piszę o świeceniu się twarzy, ale jestem wyjątkowo przewrażliwiona na tym punkcie.

6. Ultra Long - Lasting Cream Eyeshadow, 12 h Waterproof, Yves Rocher

Nad tym cieniem w kremie bardzo ubolewam. Żałuję, że nie jest ani long, ani lasting, ani 12 h waterproof. 
Piękny odcień 01 nude. Perłowy szampan - tak bym określiła ten kolor. Miał być dla mnie cieniem na szybkie, rozświetlające makijaże. Wiecie: jasny cień, kreska, tusz do rzęs i jestem gotowa na podbój dnia. No ale się nie udało.
Po nałożeniu cienia na powiekę i kilku mrugnięciach już miałam zebrany produkt w załamaniu. Próbowałam więc inaczej: pomalowałam oko i starałam się nie mrugać (zamknęłam oko), żeby dać czas na wyschnięcie, zastygnięcie. No ale też mi nie wyszło, bo jak po kilku minutach zaczęłam mrugać efekt był taki jak poprzednio. Próbowałam go używać jako bazę, ale efekt był jeszcze gorszy niż używany solo. Nakładałam pod niego bazę, ale i ona nie pomogła. Generalnie nie sprawdził się w żadnej opcji w jakiej go używałam. A szkoda...

7. Brow Styling Gel, Revlon

Przeźroczysty żel do brwi z Revlonu, który na szczęście kupiłam za ok 7 zł w Pepco, więc nie kosztował majątek. Niby żel to nic wielkiego, ale efekt jaki dawał na brwiach był piorunujący... Oczywiście w negatywny sposób. Bowiem po zaschnięciu zaczynał się kruszyć, łuszczyć, więc moje brwi wyglądały jakby dopadła je grzybica. Oczywiście jak na złość nie mogłam tego produktu wyczesać czystą szczoteczką (nie umorusaną w tym żelu). Podchodziłam do niego kilkukrotnie, ale za każdym razem efekt był ten sam.

Uffff, wygadałam się, wyżaliłam :) Teraz mogę się pozbyć tych bublów.

 A Wy miałyście któryś z tych produktów? Sprawdził się u Was?





niedziela, 19 października 2014

Tag # 3 - Kocham jesień

Cześć Wam :)

Dzisiaj odpowiem na dość stary tag "Kocham jesień". A że bardzo lubię tą porę roku i mogłabym mówić o niej non stop, więc postanowiłam się trochę wygadać :)

źródło: http://www.bhmpics.com

1. Ulubiona szminka na jesień.

Szczerze to za szminkami nie przepadam. Zdecydowanie wole błyszczyki. No ale jakbym miała wybrać, to padłoby na Rimmel Airy Fairy 070 (która tak naprawdę jest moją całoroczną szminką). No ale ta pomadka to klasyk znany wszystkim.

2. Ulubiony lakier na jesień.

Na paznokciach u rąk nie lubię mocnych kolorów, dlatego przez cały rok używam Essie Alure lub OPI Bubble Bath, które wyglądają jakbym miała zrobiony french. A na stopach - obojętnie co, byleby było czerwone.

3. Co najbardziej lubisz pić jesienią?

Herbatę! Najlepiej zieloną :) 


źródło: http://fitnessandhealthadvisor.com

4. Ulubiona świeca zapachowa.

Uwielbiam świeczkę z Ikei o zapachu waniliowym. Najlepszy zapach wanilii ever! Poza tym lubię również Yankee Candle "Bissfull autumn", w której wyczuwam gruszkę, jabłka, cynamon i śliwki, czyli wszystko co kojarzy mi się z jesienią :)

źródło: http://www.scentedcandleshop.com



5. Ulubiony zapach na jesień.

Jesienią zdecydowanie wolę bardziej słodsze i cięższe zapachy. Ale konkretnego ulubieńca nie mam. Za dużo mam psikadeł :P

6. Ulubione akcesoria na jesień.

Wszelkiej maści szale i kominy. 

źródło: http://www.cogdziezaile.pl



7. Co najbardziej lubisz robić jesienią?

Spacery po parku. Uwielbiam kolorowe drzewa, szum liści pod nogami, zbieranie kasztanów, mgłę i deszcz (ale ten tylko jak siedzę w domu :P).

źródło: http://www.tapetus.pl
źródło: internet
Oprócz spędzania czasu na dworze, lubię również spędzać czas w domu, pod ciepłym kocem. Wtedy oglądam filmy/seriale lub czytam książki.
źródło: http://www.dilmah.pl

 8. Gdybyś poszła na imprezę Halloweenową, to za co byś się przebrała?

Odpowiadając na to pytanie, zdałam sobie sprawę, że nigdy nie byłam na imprezie Halloweenowej. Jak byłam piękna i młoda to święto nie było aż tak popularne w Polsce.
Ale gdybym wybierała się na takie party, to na pewno przebrałam się za jakieś straszydło. Na Youtube jest masa filmików, które pokazują jak zmienić się w różne paskudne zombi, jak zrobić sztuczne rany czy zwisającą skórę z twarzy. Widziałam również instruktarze jak zrobić sztuczną krew z żelatyny. Zdecydowanie pobawiłabym się w taką straszną charakteryzację.

A Wy co lubicie jesienią?





środa, 15 października 2014

Denko # 2

Cześć Wam :)

Pora pozbyć się pustych opakowań, dlatego dziś przedstawiam Wam kolejne denko. 



Pierwsze pustaki to dwa zwykłe, ziołowe szampony. Jeden Familijny pokrzywowy z witaminami, a drugi brzozowy. Dobrze myją włosy i nie podrażają skóry głowy. W dodatku są niedrogie i wydajne. Na pewno kupię ponownie.


Żel pod prysznic Kamill kupiłam za jakieś grosze w SuperPharm, ale nie zachwycił mnie. Nie wrócę do niego. 
Natomiast żel z BeBeauty z Biedronki to moje KWC. Regularnie do niego wracam. Uwielbiam jego cenę, pojemność i zapach, który wypełnia całą łazienkę i długo utrzymuje się na skórze. Wrócę do niego. I to nie raz :)


Płyny do higieny intymnej z Ziaji goszczą zawsze w mojej łazience, bo w przeciwieństwie do wielu innych płynów, nie podrażniają mnie. W dodatku są duże, tanie i mają pompkę (tutaj pompkę przestawiłam do kolejnego opakowania płynu). 
Sól Epsom zużyłam do kąpieli. Kupiłam z czystej ciekawości, ponieważ dużo naczytałam się dobrego na jej temat. Niestety w Polsce jest ona dość droga. Nie wiem czy kupię ponownie.
 Kolejna sól z firmy BeBeauty. Tym razem o zapachu trawy cytrynowej. Temu produktowi jestem wierna od lat. Używam do kąpieli stóp.


Po przeczytaniu informacji na opakowaniu antyperspirantu Rexona Maximum Protection oczekiwałam wiele. Myślałam, że będzie to coś a la Bloker z Ziaji, którego nie mogę za bardzo używać, ponieważ odparza mi skórę pod pachami. Myliłam się. Nie chroni przed potem jakoś nadzwyczajnie. Ot taki zwykły antyperspirant, tylko z wyższą ceną. W dodatku zapach bardzo mocny, który nie przypadł mi go gustu. Zdecydowanie nie wrócę do niego.
Drugi antyperspirant Rexona sprawdzał się całkiem ok. Kupię ponownie.


Płyn micelarny z Garniera i pasta do głębokiego oczyszczania twarzy z Ziaji to moi ulubieńcy, do których na pewno powrócę.
Kolejny pustak to serum z Yves Rocher. Miało działać cuda, ale ja ich nie widziałam. W dodatku drogie. Nie kupię ponownie.
Następnie maseczka oczyszczająca z Yves Rocher. Całkiem przyjemna. W promocji można kupić ją za ok 20 zł. Być może do niej wrócę.
Żel do twarzy z Firmy Cien z Lidla to produkt, który używam od dłuższego czasu na zmianę z żelami do twarzy z Biedronki. Bardzo je lubię, bo są niedrogie i nie wysuszają mi twarzy. Kupię ponownie i to nie raz.


Kakaowe masło do ciała z Avonu to śmierdziel jakich mało. Zapach kojarzył mi się z jakimś chemicznym lekarstwem, które do zapachu masła kakaowego nie było w ogóle podobne. Dodatkowo nie nawilżało jakoś specjalnie. Nie wrócę do tego produktu.
Kolejny balsam z Yves Rocher również mnie nie zachwyciło. Dostałam go za darmo przy zakupach w sklepie stacjonarnym. I cieszę się, że nie wydałam na niego pieniędzy.
Masło do ciała z Balea bardzo przypomina mi te  Isany, które mamy w Rossmanie. Miało pojemność 500 mln i pachniało dla mnie bardziej budyniem waniliowym niż kokosem. Dobrze się wchłaniało i nawilżało ciało. Szkoda, że nie mam w Polsce drogerii DM, bo na pewno wróciłabym do tego smarowidła.


Puder sypki matujący z Inglota 3S Stage Sport Studio kupiłam w wakacje, ponieważ szukałam czegoś dobrze matującego na upały. I wtedy się niestety nie sprawdził. Na chłodniejsze dni jego działanie matujące jest dla mnie przyzwoite. Niestety jest dość drogi, bo kosztuje 40 zł za 2,5 g. Nie wiem czy do niego wrócę.
Baza pod cienie z Kobo nie jest denkiem. Niestety trafiłam na felerne opakowanie. Nie dało się domknąć słoiczka, przez co baza bardzo szybko zeschła. Nie nadaje się o użytku, dlatego ją wyrzucam. Sama baza jest ok, ale słoiczek beznadziejny. Może kupię ponownie.

Uff... Skończyłam :)  Jestem z siebie dumna, że udało mi się aż tyle produktów zużyć :)

Miałyście któryś z tych produktów? Jakie są Wasze opinie?






sobota, 4 października 2014

Ulubieńcy września 2014

Cześć Wam :)

Wrzesień już minął, więc czas na ulubieńców!




1. Woda toaletowa Moment de Bonheur Yves Rocher.

Różany, świeży zapach. Słodki a jednocześnie orzeźwiający. Kobiecy. Lubię go w cieplejsze dni, bo nie jest ciężki. Długo się utrzymuje. Jest po prostu piękny.

2.  Krem przeciwzmarszczkowy pod oczy Palmers.

Kupiony przeze mnie pod koniec sierpnia i od tej pory maltretowany non stop. Świetnie nawilża okolice oczu. Nie uczula i nie podrażnia. Używam go rano, pod makijaż. Dobrze się wchłania. Dzięki niemu korektor lepiej wygląda w ciągu dnia i nie wysusza mi skóry pod oczami. Na noc daję grubszą warstwę. Co do działania przeciwzmarszczkowego, to nie zauważyłam spektakularnego działania, ale to raczej dlatego, że nie mam dużych problemów ze zmarszczkami.

3. Carmex.

Ta pomadka ochronna to mój ulubieniec od lat. Zdradzam ją regularnie i z podkulonym ogonem wracam, gdy moje usta potrzebują ratunku. Idealnie nawilża. Najczęściej używam wersji w słoiczku na noc i rano mam wargi jak pupcia niemowlaka.

4. Maseczka oczyszczająca do twarzy Palmers.

Nie sądziłam, że maseczka oczyszczająca może również tak dobrze nawilżać twarz! Dlatego jest moim ulubieńcem. 2 w 1 - nawilżanie i oczyszczanie. Dodatkowo bardzo wydajna.

A jacy są Wasi ulubieńcy września?


Pierwsze zakupy na iherb.com

Cześć Wam :)

Dzisiaj chciałam się Wam pochwalić swoim pierwszym zamówieniem na stronie www.iherb.com. O tej stronie słyszałam już dawno temu, ale jak zobaczyłam, że można płacić tylko kartą, odpuściłam sobie zakupy. Nie miałam, nie mam karty kredytowej i nie miałam zamiaru jej wyrabiać. Ale ostatnio przeglądając blogi (tak, tak blogi to złoooooo :P) zobaczyłam notkę, w której blogerka pisała, że zapłaciła w tym sklepie zwykłą kartą debetową. Miała ją wprawdzie z innego banku niż ja, no ale temat mnie zaciekawił i zaczęłam szperać... Okazało się, że z moją kartą (mam konto w ING) również mogę zrobić zakupy na iherb. Wystarczyło tylko zmienić limit transakcyjny operacji przez internet. Limitu nie można wpisać samemu. Są konkretne sumy, z który możemy wybrać tą, która nam odpowiada. Ja wybrałam najniższą - 500 zł. Po tym jak sklep ściągnął mi pieniądze z konta, z powrotem zmieniłam limit na 0zł.

To było tytułem "krótkiego" wstępu. A teraz przejdę do konkretów, czyli oto co kupiłam:




Pierwszą rzeczą, którą koniecznie chciałam wypróbować był olej marula z  Acure Organics. Ostatnio polecała go Nissiax83. Wyczytałam też wiele pozytywnych opinii w internecie na temat tego olejku, więc postanowiłam spróbować. Kosztował 13,81$.

Drugim produktem, na który polowałam już jakiś czas było to jajeczko z Real Techniques. Koszt to 6,00$.

W produktach polecanych znalazłam mydło do włosów J.R. Liggett's, Old Fashioned Bar Shampoo, Tea Tree & Hemp Oil. Nigdy nie używałam tego typu specyfików do mycia włosów, a że opinie były bardzo dobre, stwierdziłam, że spróbuję. Mydło kosztowało 4,55$.

Z działu promocji przyczepiły się do mnie dwie pomadki ochronne z Sierra Bees (Organic Pomegranate Beeswax Lip Balm with Vitamin E oraz Organic Cocoa Butter Lip Balm). Każda po 0,50$.  Żal było nie kupić, zwłaszcza, że sztyfty ochronne szybko gubię.

Jako gratis do zakupów dostałam centymetr... Czy pracownicy iherb coś mi sugerują? :D

W związku z tym, że pierwszy raz robiłam zakupy dostałam dodatkowo rabat w wysokości 5,00$, który tak naprawdę pokrył mi koszty przesyłki, które wynosiły 4,00$. Nie jest to przesyłka rejestrowana, więc trochę się bałam, czy moje zamówienie dotrze do mnie, ale na szczęście wszystko było ok. Zakupy zostały  wysłane 29 sierpnia, a przyszły do mnie 24 września. Oczywiście paczka przeszła przez Urząd Celny, ale nie musiałam płacić cła.

Jeżeli Wy również chcecie coś po raz pierwszy zamówić z tej strony, to możecie użyć kodu: JJR554. Dzięki niemu dostaniecie rabat 5,00$ za zakupy do 40,00$, a powyżej tej kwoty zyskacie upust 10,00$.

Moja zakupy nie były duże, bo nie chciałam w pierwszym zamówieniu szaleć. Ale jest jeszcze kilka produktów, które chętnie wypróbuję, dlatego wiem, że to nie jest moje ostatnie zamówienie :)

A Wy miałyście już do czynienia z iherb? Co polecacie?