Cześć Wam :)
Jakiś czas temu w internecie pełno było recenzji elektronicznego pilnika do
stóp firmy Scholl. Byłam bardzo zaciekawiona tym wynalazkiem zwłaszcza, że nie lubię wykonywać pedicure. Kiedy dowiedziałam się o pilniku, to
pomyślałam, że teraz miałabym coś co ułatwiłoby mi ten
nieprzyjemny (dla mnie) zabieg. Jednak jak się okazało cena samego urządzenia i
wkładów wymiennych okazała się zaporowa.
Wtedy zaczęłam szukać zamienników. Tańszych. Przeczesałam zagłębia internetu i odkryłam, że Rossmann
wprowadza do sprzedaży elektroniczny pilnik ze swojej marki Fusswohl, który jest
połowę (!) tańszy od tego z Scholla. Oczywiście musiałam się go naszukać, bo znajdywałam w dostępnych mi sklepach tylko zawieszkę z ceną. Ale w końcu udało
się. Stałam się posiadaczką urządzenia, które miało sprawić, że w krótkim czasie
moje stopy staną się stopami jak z reklamy. Czy tak rzeczywiście się stało?
Przejdźmy do konkretów. Urządzenie kosztowało 69,99 zł i mamy na nie 24 miesiące gwarancji (oczywiście zatrzymajcie paragon!). W zestawie dostajemy:
- samo urządzenie,
- dwie baterie alkaliczne AA,
- pędzelek do oczyszczania,
- dwie nakładki do pilnikowania stóp (żółta i niebieska).
Kształt urządzenia jest jak najbardziej ok. Wygodnie się trzyma, nie
wyślizguje z rąk. Do jego wyglądu również nie mam zastrzeżeń. Jedynie mogę się
przyczepić do głośnej pracy, bo daje czadu jak traktor :)
Tak jak pisałam w zestawie znajdują się dwie końcówki: żółta i niebieska.
Pierwsza z nich jest delikatniejsza i służy do miejsc, w których nie mamy
mocnego zrogowacenia. Druga- zdecydowanie mocniejsza, ma nam pomóc w usunięciu
poważniejszych zgrubień. Końcówki oczywiście są wymienne i można je dokupić w
Rossmannie. Pakowane są po dwie sztuki (dwie żółte lub dwie niebieskie, nie ma
zestawów mieszanych) i kosztuję ok 20 zł.
Nakładki wymienia się bez problemu. Aby zdjąć końcówkę należy przycisnąć biały guzik z tyłu urządzenia (widoczny na zdjęciu powyżej). Poniżej znajduje się miejsce, w którym wkłada się baterie.
No i też samo działanie… Próbowałam używać tego pilnika na wcześniej
wymoczone stopy i suche. Mam wrażenie, że bardziej ściera kiedy stopy są suche
(chociaż w tym przypadku bardziej pyli nasz usunięty naskórek). Skuteczniejsza była dla mnie końcówka niebieska, która lepiej radziła sobie z moim
zrogowaciałym naskórkiem. Kiedy używałam żółtej to miałam wrażenie, że się
tylko miziam po stopach i nic się nie dzieje.
Ale czy po zabiegu moje stopy były idealne? Nie. Niestety. Pokładałam
wielkie nadzieje w tym urządzeniu, które bardzo szybko się rozpłynęły. Sądzę,
że taki pilnik sprawdzi się u osób, które nie mają za dużo problemów ze
stopami. Ja niestety do nich nie należę. Moja skóra dość szybko rogowacieje,
często pojawiają się odciski. Elektryczny pilnik sobie z tym nie radzi. Stwierdzam
więc, że nie dla mnie takie wynalazki. Niestety...
W związku z tym powróciłam z podkulonym ogonem do dwóch tarek, które do tej pory
stosowałam. Owszem muszę trochę się namachać rękami, ale za to efekt jest
zdecydowanie lepszy.
Pierwsza nich jest tarka do usuwania zrogowaceń z marki Scholl. Ma dwie
powierzchnie: jedną, która ma usuwać zrogowacenia, a druga służącą do
wygładzania stóp. Kupiłam ją parę lat temu i z tego co pamiętam to kosztowała ok
20 zł. Do tej pory sprawuje się bez zarzutów. Po każdym użyciu ją myję i
dezynfekuję alkoholem. Używam tylko części, która jest gruboziarnista.
Do
wygładzenia stóp używam czegoś innego, a mianowicie pilnika do stóp z Fusswohl.
Świetnie się sprawdza i kosztuje niewiele. Jest łatwy w utrzymaniu czystości. Również ma dwie strony drobno i gruboziarnistą. Kosztuje ok. 4-5 zł.
Jakie Wy macie sposoby na pozbycie się niechcianych zrogowaceń na stopach?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz :)