Pora pozbyć się pustych opakowań, dlatego dziś przedstawiam Wam kolejne denko.
Pierwsze pustaki to dwa zwykłe, ziołowe szampony. Jeden Familijny pokrzywowy z witaminami, a drugi brzozowy. Dobrze myją włosy i nie podrażają skóry głowy. W dodatku są niedrogie i wydajne. Na pewno kupię ponownie.
Żel pod prysznic Kamill kupiłam za jakieś grosze w SuperPharm, ale nie zachwycił mnie. Nie wrócę do niego.
Natomiast żel z BeBeauty z Biedronki to moje KWC. Regularnie do niego wracam. Uwielbiam jego cenę, pojemność i zapach, który wypełnia całą łazienkę i długo utrzymuje się na skórze. Wrócę do niego. I to nie raz :)
Płyny do higieny intymnej z Ziaji goszczą zawsze w mojej łazience, bo w przeciwieństwie do wielu innych płynów, nie podrażniają mnie. W dodatku są duże, tanie i mają pompkę (tutaj pompkę przestawiłam do kolejnego opakowania płynu).
Sól Epsom zużyłam do kąpieli. Kupiłam z czystej ciekawości, ponieważ dużo naczytałam się dobrego na jej temat. Niestety w Polsce jest ona dość droga. Nie wiem czy kupię ponownie.
Kolejna sól z firmy BeBeauty. Tym razem o zapachu trawy cytrynowej. Temu produktowi jestem wierna od lat. Używam do kąpieli stóp.
Po przeczytaniu informacji na opakowaniu antyperspirantu Rexona Maximum Protection oczekiwałam wiele. Myślałam, że będzie to coś a la Bloker z Ziaji, którego nie mogę za bardzo używać, ponieważ odparza mi skórę pod pachami. Myliłam się. Nie chroni przed potem jakoś nadzwyczajnie. Ot taki zwykły antyperspirant, tylko z wyższą ceną. W dodatku zapach bardzo mocny, który nie przypadł mi go gustu. Zdecydowanie nie wrócę do niego.
Drugi antyperspirant Rexona sprawdzał się całkiem ok. Kupię ponownie.
Płyn micelarny z Garniera i pasta do głębokiego oczyszczania twarzy z Ziaji to moi ulubieńcy, do których na pewno powrócę.
Kolejny pustak to serum z Yves Rocher. Miało działać cuda, ale ja ich nie widziałam. W dodatku drogie. Nie kupię ponownie.
Następnie maseczka oczyszczająca z Yves Rocher. Całkiem przyjemna. W promocji można kupić ją za ok 20 zł. Być może do niej wrócę.
Żel do twarzy z Firmy Cien z Lidla to produkt, który używam od dłuższego czasu na zmianę z żelami do twarzy z Biedronki. Bardzo je lubię, bo są niedrogie i nie wysuszają mi twarzy. Kupię ponownie i to nie raz.
Kakaowe masło do ciała z Avonu to śmierdziel jakich mało. Zapach kojarzył mi się z jakimś chemicznym lekarstwem, które do zapachu masła kakaowego nie było w ogóle podobne. Dodatkowo nie nawilżało jakoś specjalnie. Nie wrócę do tego produktu.
Kolejny balsam z Yves Rocher również mnie nie zachwyciło. Dostałam go za darmo przy zakupach w sklepie stacjonarnym. I cieszę się, że nie wydałam na niego pieniędzy.
Masło do ciała z Balea bardzo przypomina mi te Isany, które mamy w Rossmanie. Miało pojemność 500 mln i pachniało dla mnie bardziej budyniem waniliowym niż kokosem. Dobrze się wchłaniało i nawilżało ciało. Szkoda, że nie mam w Polsce drogerii DM, bo na pewno wróciłabym do tego smarowidła.
Puder sypki matujący z Inglota 3S Stage Sport Studio kupiłam w wakacje, ponieważ szukałam czegoś dobrze matującego na upały. I wtedy się niestety nie sprawdził. Na chłodniejsze dni jego działanie matujące jest dla mnie przyzwoite. Niestety jest dość drogi, bo kosztuje 40 zł za 2,5 g. Nie wiem czy do niego wrócę.
Baza pod cienie z Kobo nie jest denkiem. Niestety trafiłam na felerne opakowanie. Nie dało się domknąć słoiczka, przez co baza bardzo szybko zeschła. Nie nadaje się o użytku, dlatego ją wyrzucam. Sama baza jest ok, ale słoiczek beznadziejny. Może kupię ponownie.
Uff... Skończyłam :) Jestem z siebie dumna, że udało mi się aż tyle produktów zużyć :)
Miałyście któryś z tych produktów? Jakie są Wasze opinie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz :)